skład używanych słów

2007-11-28

Return vol. I




Czy wyobraźnię karmić nam sądzono
Kobietą już zdobytą czy straconą?


To, co być mogło, i to, co być może,
Razem się splata w krętym marzeń wzorze.

Pomyśl: któż jest w stanie
słusznie zdać sprawę
z prawideł własnych fikcji?

        Jeno widzami jesteśmy w onym theatrum, senor Kabalisto.
Powiesz,
        że można zawsze wykorzystać gotowe
formuły,
        klucząc, schronić się w staccatto terminów,
splątać
        ścieżki tradycji. Lecz cóż to za kryjówka,

                        pośrodku zatłoczonego placu?

Kolejne rozdanie nic tu nie zmieni,
Jest jednak moment kiedy spoza cieni,

Nagle wygląda skrawek samej rzeczy*,
Przynosząc rozkosz lub coś co niweczy

Rozkosz u źródła: koszmar przytomności.
Człowiek nie zniesie wiele realności.

Zrozumieć trzeba właściwie to zdanie.
Fantazja nie ucieczką, jest z a d a n i e m.



_______________________

* Pozwól, że dla objaśnienia posłużę się pewnym przykładem. Wyobraź sobie morze, zimą. Tak, może być to Bałtyk,
tej szczególnie ostrej zimy, kiedy spędzałeś całe ferie u ojca w Sopocie.
        Prawie codziennie chodziliście na długie spacery, nieodmiennie kończące się na plaży. Zima była naprawdę ostra,
pamiętasz? Lód skuł powierzchnię wody na dobre kilkanaście metrów od brzegu. Wielu ludzi wchodziło na białą taflę,
biegały tam psy, dzieci staczały bitwy na śnieżki. Nie ty. Nigdy nie postawiłeś na nim stopy. Nawet zanim to się stało.
        Tego dnia, pod koniec ferii, poszliście tam znowu. Było już nieco cieplej, odłamy kry zaczynały odrywać się od tafli
lodu i uciekać w morze. Dorośli nie pozwalali już dzieciom oddalać się od brzegu. Sami też nie ryzykowali wejścia na lód.
Jednak tego dnia ten facet był tam, szedł parę metrów od brzegu.
        Mieliście właśnie zawrócić i ruszyć w stronę domu, gdy lód zaczął pękać. W jednej chwili tafla zmieniła się w
zachodzące na siebie, zderzające się, rozchybotane kry. Nie zważając na niewesołą perspektywę skąpania się
w lodowatej wodzie, facet zaczął skakać z kry na krę, w dalszym ciągu poruszając się równolegle do brzegu, a
nawet zataczając niewielkie kółka. Jęk przestrachu zamarł ci w gardle gdy z fascynacją obserwowałeś jego poczynania.
        Ruch lodu stawał się coraz bardziej skomplikowany. Rozchwiane pod ciężarem skaczącego mężczyzny kry zderzały się,
oddalały się od siebie w jednym miejscu by zgromadzić się w drugim. On też musiał to zauważyć. (Myśląc o tym później
doszedłeś do wniosku, że właśnie to bawiło go w tej sytuacji, dlatego nie śpieszył wcale na brzeg). Nagle zatrzymał się,
wpatrzony w zmienny wzór kreślony przez białe plamy poprzecinane czarną niczym atrament wodą. Przez niesłychanie długą,
jak ci się zdawało, chwilę, zastygł tak, a wokół niego zamierało drganie lodu i wody, gdy niespodzianie kra wypiętrzyła się
tuż obok jego lewej stopy, wynosząc go w górę, a zarazem otwierając ciemny przestwór po przeciwnej stronie jego osoby. Teraz... Słucham?
Że nigdy nie byłeś zimą nad morzem? A twój ojciec nigdy nie był z tobą na spacerze?
Nie szkodzi. Ot, zawodność empirii. To nie musi być Bałtyk, może jakieś inne imperium?

2007-11-26

Refleksje

                                                                   A może jeszcze po małym?

0
Po długiej w noc rozmowie ze znajomym poetą dochodzę do przekonania,
że nigdy nie zostanę poetą
nie tylko dlatego że coraz słabiej toleruję piwo i dym papierosowy
ale również
a może przede wszystkim
dlatego że z klasycznej trójcy platońskiej zdecydowanie wybieram prawdę
daleko przed pięknem (o dobru nie ma co nawet gadać).


30
Po wideo dorzucam nocą, z kretesem, bambetle arkanem. Niesłusznie wżeram się
do tego by mieć na końcu języka akord. Nigdy apetycznym poetą
nie eksploatować, dlatego akord. Wyciskając siódme poty słabiej flizuję - obserwacja i unowocześnianie (o Jezu!
ale kopulacja.) -
żyworództwo może mięknąć,
dlatego akord. Całość klasycznej ewangelii platońskiej, zdecydowanie. Cyklop myli:
daleko mięsne oczepiny, o głos położenia, nawet tercjarz.


20
Obciągać długo. Dorzucać, podbuntować rozmowę. Ze znajomym poetą dojść
wędkująco przekonania: Że (podkreślenie) nie zostanę niesłuszny.
Popromienna tylko widoczność. Że coraz karłowacieję. Toleruję piwo, system, dym papierosowy
(źrebięcy również)
a priorytetowo przede wszystkim
widoczność. Że całe siadanie trójcy platońskiej. Barter wybieram mylny,
wnioskowanie przed pięknem. Poborowy dobry, nie ma co, posiadł gadane.

2007-10-17

albo albo



Albo wir rzeczy splecionych z sobą wzajemnie, a wnet rozprószonych, albo jedność i ład, i opatrzność. Jeżeli więc przyjmę to pierwsze, to po cóż pragnę kołatać się w bezładnym takim chaosie i wirze? Cóż innego może mię obchodzić jak chyba to, że kiedyś stanę się ziemią? Dlaczegóż się niepokoję? Przyjdzie na mnie chwila przemiany w pył, cokolwiek bym robił. A jeżeli drugie jest prawdą, oddaję cześć i stoję mocno przy rządcy świata, i ufam.

2007-09-29

Szibbolet



Znaki na niebie i na ziemi. Światła.
niech Bóg ma cię w swojej opiece
Cykady grają, jakby były sztuczne.

tres jolie! jaki śmieszny akcent
W odległej strefie całoroczne lato,
zamiast jakości tylko stylizacja.

Przejścia. Co dziwnego w fakcie,
że wszystko ma swój początek i koniec?
i oby twoją podróż zwieńczył sukces

2007-08-10

Punkt potrójny



I. Nocny baton

Dobrze po dwudziestej drugiej, upał trzyma.
Płuca pełne dymu, głowa słówek, a rozmowa
krąży wokół spraw naprawdę mało ważnych.
Płyną media, z rąk do rąk. Tackę spracowanej
nagrywarki znienacka atakuje kot.

II. Uwagi na temat symbolizmu mięczaków

Ciało zanurzone w cieczy traci
czas na przelewaniu z pustego w próżne.
Zamykam oczy. Świst wiatru, biały piasek,
i jej uśmiech. Wydmy w Białogórze. Jesteś
pewien, że pamiętasz jak to było naprawdę?

III. Ostateczne rozwiązanie

Ostatecznie nie było to wcale takie trudne,
rzecz cała odbyła się właściwie bez słowa.
(Słowa nic nie znaczą wobec nagich faktów.)
Cięcie. Nowe rozdanie. Relokacja ciał.
Znów śpię w swoim łóżku.

2007-07-07

Rekonesans vol. II



                      They love not poison that do poison need.



Tonight we sail for Singapore. Co mamy czynić,
abyśmy zostali zabawieni, Panowie? Zawsze można
pierdolnąć kwasa i iść do "Sofii", jak mówi Poeta,
ale dzisiaj użyjemy broni konwencjonalnej.

Wyruchał nas pośrednik: Nie ma towal. Psyjć
f piontek
. Nic to. Do mądrości dążymy krętymi
ścieżkami nierozumu, zanurzeni w trzykroćwielką
zieloność semantycznych nadużyć. Rupietkowe jaźwie.

Mozół zażartych słownych zmagań. Dare to be
stupid
! Powiedz, co jest w życiu ważne? Czyście byli
kiedykolwiek religijni, tak naprawdę? Przyjaciele,
źle widzicie
. Chwila nieuwagi, i lądujesz na kozetce,

u doktora Kerna. Gdzie to było, siostro? Wissen Sie?
Dokąd powinienem zmierzać? (- Czy pana nie nudzi
ten cały patos, którego tak nadużywa nasz gospodarz?)
Dosyć pytań. Dwa strzały i lecimy. Nic tu po nas.

Senny środek komunikacji, bez początku i końca.
Autobus krąży, wpisując się w pusty kontur miasta,
kreśląc nową trajektorię. Obszar nowych zdumień.
(- O, tylko proszę bez zwierzeń.) Make your move.

2007-07-05

Kartka z podróży. Przystanek dziewiąty

Człowiek o jednakowych zębach




[str. 97/8]
Potrafi tylko powtarzać, że wszystko jest moim wymysłem, pomyślał. Twierdzi, że się mylę, ale nie poda żadnego dowodu, który byłby do przyjęcia dla racjonalnie myslącego człowieka, dla naukowca. Co mówi do mnie moja żona? Twierdzi, że nie potrafię odkryć innej rzeczywistości poza swoją własną. Jak mam odpowiedzieć na taki zarzut?
Ze strachem uświadomił sobie, że nie potrafi. Zawsze będzie się obawiał, czy ona nie ma czasem racji.
Co to za wstrętny, niegodziwy i typowo kobiecy argument, pomyślał. Jakie to podłe z jej strony, że używa go wobec mnie. Chyba że ma rację. Mój Boże, pomyślał. Wystarczy, że po niego sięgnie i od razu zbija mnie z tropu, kończąc całą dyskusję. Jak mam sobie poradzić w takiej sytuacji? Im więcej mówię, im bardziej się złoszczę, tym mocniej udowadniam, że racja leży po jej stronie.



Plan podróży

obrazek znaleziony tutaj

2007-06-29

Kartka z podróży. Przystanek ósmy.

Confessions of a Crap Artist

[str.7 Mówi Jack Isidore.]
Jestem zrobiony z wody. Nie zorientowalibyście się, ponieważ mam tę wodę w środku. Moi znajomi też są z wody. Wszyscy. Nasz problem polega na tym, że musimy poruszać się tak, żeby nie wsiąknąc w ziemię, a jednocześnie zarabiać na życie. Właściwie to jest jeszcze jeden, większy kłopot. Czujemy się obco, gdziekolwiek byśmy się znaleźli. Dlaczego tak jest?
[Pierwszy rozdział, pierwsza strona, pierwszy akapit. Nokaut.]

[str. 43/4, siostra Jacka]
Złapałam go za ramię i zaczęłam potrząsać tak jak wtedy, kiedy byłam mała, bardzo mała i pierwszy raz usłyszałam, jak wypluwa z siebie te śmieci, które wypełniały jego głowę. Wtedy to z rozdrażnieniem i strachem zrozumiałam, że Jack ma w ten sposób pokręcony mózg - jeśli ma wybrać między faktami a fikcją, to zawsze wybierze fikcję, a postawiony między zdrowym rozsądkiem a głupotą, zdecyduje się na głupotę. Rozumiał, że istnieje między nimi różnica, lecz wybierał śmieci i systematycznie się nimi napychał. Zupełnie jak jakiś średniowieczny dziwak, uczący się na pamięć tych absurdów, z których święty Tomasz z Akwinu zbudował swoją chwiejną i fałszywą teorię na temat wszechświata, która zawaliła się w końcu, zostawiając po sobie tylko niewielkie obszary intelektualnego bagna, takie na przykład jak w mózgu mojego brata.

[str. 264 Mówi Jack Isidore.]
W autobusie zacząłem się zastanawiać, jak by tu znaleśźć najlepszego psychoanalityka. W końcu postanowiłem spisać sobie nazwiska wszystkich psychiatrów praktykujących w miastach nad zatoką i kolejno ich odwiedzać. Zacząłem sobie w myślach układać kwestionariusz, który dam im do wypełnienia: ilu mieli pacjentów, liczba wyleczeń, liczba porażek, czas trwania terapii, liczba częściowych wyleczeń i tak dalej. Na podstawie tych kwestionariuszy będę mógł sobie narysować wykres i obliczy, jaki lekarz mógłby mi pomóc.
Doszedłem do wniosku, że powienienem przynajmniej mądrze wydać pieniądze Charleya, zamiast przepuścić je na jakiegoś szarlatana. Biorąc pod uwagę decyzje, które podejmowałem w przeszłości, wydej się dość oczywiste, że umiejętność oceny sytuacji nie należy do moich mocnych stron.

[Pierdolnięcie na sam koniec.]

Plan podróży

obrazek znaleziony tutaj

2007-06-25

Spotkanie 5



Warsaw by night. Nie jest łatwo znaleźć
miejsce, gdzie moglibyśmy się spotkać,
nad szklanką piwa albo filiżanką kawy.

Czasu jednak jest dosyć, chodźmy dalej
w miasto. Szczerzą się szyderczo neony
kebab 24 h. Z plakatu spogląda za nami

Rosario, dziewczynka z nożyczkami.
Łatwiej jest zabijać niż kochać, parcero.
Co nas czeka? Wiemy czym jesteśmy,

nie wiemy czym możemy się stać. Na języku
smak melona, miękkie wargi - lecz przecież
jeszcze tego nie znam. To nie dziś. Nie tutaj.

Nie przy pomidorach
. Lekko oszołomiony
sytuacją, nie myślę o miejscu i czasie.
Wiem tylko czego chcę. Czy to mało?

2007-06-01

Kartka z podróży. Przystanek siódmy


Niewiele da się powiedzieć dobrego o Doktorze Futurity. Książka która jest właściwie przerośniętym opowiadaniem, z pogmatwaną i absurdalną akcją, idiotycznymi postaciami, kretyńską scenografią i niebywale nieciekawymi jak na Dicka rozwiązaniami. Jedyny plus to konsekwentne rozegranie paradoksu czasowego.


[str. 120]
- Musisz zrozumieć, że nie jesteśmy ignorantami. Zdajemy sobie sprawę z istnienia tyh niebezpieczeństw - odparła Loris. - Od czasów mojego ojca trwają nieustanne badania skutków zmiany przeszłości. Przyglądamy się, jak przebiegałyby procesy historyczne po najmniejszych nawet zmianach. Istnieje ogólna tendencja, aby większość z nich pozostawić ich własnemu biegowi. Trzeba okreslić poziom zmian. Oddziaływanie na daleką przyszłość jest prawie niemożliwe. To tak jak z kamieniem rzuconym do wody. Na powierzchni pojawiają się koła, które rozchodzą się coraz dalej, aż wreszczie giną. By dokonać tego, co zamierzamy, musielibyśmy zgładzić piętnascie lub szesnaście osób spośród głównych postaci historycznych. Mimo to nie nastąpiłby mierzch europejskiej cywilizacji. Zmiany nie byłyby na tyle fundamentalne. Zakładamy, że nadal istniałyby telefony, samochody czy Voltaire.

Plan podróży

obrazek znaleziony tutaj

2007-05-30

Kartka z podróży. Przystanek szósty.

Na terenie Miltona Lumky




Plan podróży

obrazek znaleziony tutaj

2007-05-27

Kartka z podróży. Przystanek piąty.

Czas poza czasem





Plan podróży

obrazek znaleziony tutaj

2007-05-20

Kartka z podróży. Przystanek czwarty.



Eye in the sky to jeden z lepiej brzmiących tytułów w bibliografii Dicka. Niesamowita podróż po odmiennych światach odmiennych świadomości, tworzonych zgodnie z regułą "o cholera, a gdyby tak...". Konsekwencja i brak zahamowań autora powodują że czytelnik nie może czuć się pewnie - nigdy nie wiadomo co przyniosą kolejne akapity. Dodatkowo studium paranoi, podniesionej o poziom wyżej - vide cytaty poniżej.


[str. 209]
- Jakim rzeczom możemy ufać? - dopytywałą się przestraszona pani Pritchet.
- Żadnym - odparł Hamilton.
- To... groteskowe - zaprotestowała Marsha.


[str. 218]
- Będzie cudownie wydostać się z tego świata - odezwała się Marsha. - Wrócić z powrotem do naszego.
- I do naszych kształtów -dodał Hamilton, patrząc niespokojnie na Athura Silvestera.
- Co masz na myśli? - spytał Laws.
- On nie rozumie - powiedział Silvester z nutą cierpkiego rozbawienia. - To są nasze kształty, Hamilton, tylko że dotąd nie ujawniły się. Przynajmniej nie na tyle, abyś mógł je zauważyć.


Plan podróży

obrazek znaleziony tutaj

2007-05-16

Kartka z podróży. Przystanek trzeci



W niezbyt udanym Świecie Jonesa znów odnajduję ulubione panadickowe motywy - tym razem prekognicja, baardzo szczególne ujęcie problemu inwazji obcych, wreszcie poprowadzony niezwykle ironicznie wątek bohatera-funkcjonariusza tajnej policji i jego nieudanego małżeństwa. Krótko mówiąc jest tu kilka scen dla których warto czytać tą książkę.

[str. 83]

Środki masowego przekazu nigdy zbytnio nie brały sobie Relatywizmu do serca. Wciąż trzymają się starych haseł: Dobro, Prawda i Piękno. Policja nie jest piękna, to pewne... a ona powątpiewa, czy jest dobra. - Z goryczą ciągnął dalej: - Ostatecznie uznać niezbędność tajnej policji oznaczałoby uznać, że istnieje absolutystyczny fanatyzm.
- Ale słyszała o Jonesie.
- Czasem mi się wydaje, że kobiety są tylko receptorami, jak papierek lakmusowy.
- Niektóre kobiety. - Kaminski pokręcił głową. - Nie wszystkie.
- Co myślą o Jonesie ludzie, to samo myśli i ona. Jeśli chcę znać ich zdanie, wystarczy, że porozmawiam sobie z nią. Można by sądzić, że chwyta to intuicycjnie, na zasadzie jakiejś psychicznej osmozy.

Plan podróży

obrazek znaleziony tutaj

2007-05-15

Kartka z podróży. Przystanek drugi



Słoneczna loteria to już Dick sf-fowy pełną gębą. Gadżety, statki kosmiczne, telepaci, dziewczyny z cyckami na wierzchu (zgodnie z wymogami przyszłościowej mody ;)). Ale tym co nadaje tej powieści specyficzny smak, jest jej aspekt socjologiczny - ciekawie postawiony problem i konsekwentne wyciągnięcie wniosków - nie brak też typowo dickowskich motywów parareligijnych. Wątek sztucznego człowieka + gwałtownych zmian osobowości przywodzi na myśl historię z Oszusta i zarysowuje "jakże typowo dickowski" problem "bycia człowiekiem".

[str. 25]
(...) teoria Minimaxu, rodzaj stoickiej rezygnacji, odmowy uczestniczenia w becelowym wirze codziennej walki. Gracz stosujący taktykę Mimimaxu nigdy się do końca nie angazuje, nic nie ryzykuje i nic nie zyskuje, ale też nie może być pokonany. Stara się ocalić to, co ma, i przetrwać dłużej niż pozostali gracze. Po prostu siedzi, czekając na koniec gry, dalej jego nadzieje nie sięgają.

Plan podróży

obrazek znaleziony tutaj

2007-05-14

Kartka z podróży. Przystanek pierwszy



Kosmiczne marionetki to powieść jak na Dicka nietypowa. Napisana w typowo amerykańskim stylu "małomiasteczkowego fantasy" przywodzi na myśl niektóre książki Barkera, albo Gaimana. Nie trzeba jednak wiele wysiłku by dojrzeć wyłażące niemal na każdej stronie typowo dickowskie motywy - podwójna rzeczywistość, iluzja, rola świata dzieciństwa, kosmiczne starcie dobra i zła, konflikt z nie rozumiejącą bohatera żoną, rozpad małżeństwa, dark-haired girl. Krótko mówiąc wszystko to, co, po wielekroć opracowywane na nowo, tworzy rdzeń takich dickowskich klasyków jak Valis, Boża inwazja czy Ubik.

[str. 62/3]
- Co pana sprowadziło do Millgate? Takiego małego miasta. Nikt tu nigdy nie przyjeżdża.
Barton wolno uniósł głowę.
- Przyjechałem tutaj odnaleźć siebie.
Z jakiegoś powodu wydało się to Christopherowi śmieszne. Zapiszczał głośnym, przenikliwym śmiechem, aż inni siedzący przy barze spojrzeli na nich z irytacją.
- Co pana ugryzło? - zapytał ze złością Barton. - Co w tym takiego śmiesznego,  do cholery?
Christopher uspokoił się.
- Odnaleźć siebie? Ma pan już coś? Pozna pan siebie, kiedy pan siebie znajdzie? Jak pan wygląda?


Plan podróży

obrazek znaleziony tutaj

2007-05-13

Powrót



Dziś rozpoczynam od dawna planowaną podróż.
Czytanie - raz jeszcze - wszystkich dzieł Philipa K. Dicka
(tzn. wszystkich które posiadam ;)).

edit - poniżej lista książek, będę odhaczał ukończone
na początek biorę się za powieści, w kolejności w jakiej zostały napisane:
Kosmiczne marionetki
Słoneczna loteria
Świat Jonesa
Oko na niebie
Czas poza czasem
Na terenie Miltona Lumky
Dr Futurity
Wyznania łgarza
Człowiek o jednakowych zębach
Człowiek z Wysokiego Zamku
Możemy cię zbudować
Marsjański poślizg w czasie
Doktor Bluthgeld
Tytańscy gracze

Simulakra
A teraz zaczekaj na zeszły rok
Klany księżyca Alfy
Inna Ziemia
Trzy stygmaty Palmera Eldritcha
Cudowna broń
Prawda półostateczna
Paszcza wieloryba
Wbrew wskazówkom zegara
Blade Runner (Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?)
Ubik
Galaktyczny druciarz
Labirynt śmierci
Nasi przyjaciele z Frolixa 8
Płyńcie łzy moje, rzekł policjant
Przez ciemne zwierciadło
Deus Irae
Radio Wolne Albemuth
Valis
Boża inwazja
Transmigracja Timothy'ego Archera

potem przyjdzie kolej na opowiadania (5 tomów)
Krótki, szczęśliwy żywot brązowego oxforda
My, zdobywcy
Czysta gra
Przypomnimy to panu hurtowo
Oko sybilli

2007-05-04

Rekonesans vol.I



                    Żafał! Żafał!



Forecast is for "bad craziness". Jazda!
Dziś tramwajem poprzez odór Miasta,
do samego centrum. Bestia z obelżywym
wzwodem, przyszpilona okowami blokowisk,

rechocząc zanosi się cuchnącym kaszlem
spalin. Spazmatycznie łyka i zwraca potoki
ludzkiego łajna. W rytmie reggae: Feed
Your Monkey
! Dla każdego coś miłego.

Skomponuj menu. Zapoznaj się z ulotką.
Nie pierdol, wciągaj. Bebilon sączy się wprost
w mózgi. Taka karma. Dzisiejszy wykład
poprowadzi pan R. Satz, famous auditeur.

Pomimo spóźnienia nie traci rezonu. "Jestem
racjonalizatorem, racjonalizuję wszystko
w promieniu stu metrów od tego słupka."
Trzymajcie mnie, ludzie, bo rozszarpię dupka.

Racjonalizacja. Innowacja. Aktywizacja.
Zrakowaciałość języka with a delusion
of grandeur
. Szaleniec, kto się zbliży
i Syren tych śpiewy usłyszy! Away boys,

heave away
! Baloniku nasz, malutki,
rośnij duży, okrąglutki, albowiem
twoje jest królestwo, potęga i chwała.
(- Fikcje uspołecznionych bydląt.)

Co z tego wszystkiego wynika? C'est tout
qui on reste, a la fin
? Gdzie jest klucz? Mam
chusteczkę haftowaną, co ma cztery rogi,
teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.

2007-04-23

Spotkanie 3



Piękne zwieńczenie tygodnia. Bywa
i tak, że gorączka sobotniej nocy
zaowocuje smakowitym faux pas.

She saved me, in a manner
of speaking
. Zachowałem się
w formalinie mowy, otulinie

języka. Słowo, w słowie, niezdolne
się wysłowić. Całkiem nieźle,
biorąc pod uwagę okoliczności.

Zmylić kroki w grze pozorów?
Szkolny błąd, doprawdy,
może cię wiele kosztować.

Mrużąc oczy od dymu, słuchając,
bawiąc się wspomnieniem,
szukam wyjścia. Comment dire?

2007-04-17

Lista tematów notek których nie chce mi się pisać



1. Wirus języka jako przeciw-ciało.
2. Wyczerpujący styl Bourdieu.
3. Łowcy głów, strata czasu, Katyń.
4. Statek do Tarszisz.
5. Szanty i góralska muzyka.
6. Panażiżkowe wygibasy.
7. Czy rzeczywiście "najryzykowniej"?
8. Paradoks krzyżowca.
9. Głupia mania robienia list.
10. Bildung. Le souci de soi. Discipline.

2007-04-05

Spotkanie 2



The end is the beginning is the end.
I, jak to często bywa, wszystko
rozstrzygnie się na ostatnim wirażu.

Stąd te twarze, gesty, uśmiechy
znaczące całkiem nic / zbyt wiele.
Obwąchiwanie, znaczenie terenu.

Finta, wewnątrz finty, w fincie,
tak życie ciągnie się z dnia
w następny dzień. Bądź gotów.

Zachowaj zimną krew, bo trzeba
dograć końcówkę tej partii. Raz
a dobrze. Nie przegrywać więcej.

W mgnieniu oka, z uśmiechem, przy kawie,
z uściskiem dłoni, toczy się życie.
Wyzbywam się tego co dorosłe.

2007-03-23

Amatorska



kawiarnia w niej swąd dymu interesów płaskich dowcipów męskich klymatów. kolesi znających się zbyt dobrze by któryś mógł zaskoczyć pozostałych, np. wstając i wykonując energicznie taneczno-wokalny numer gene'a kelly z "deszczowej piosenki".
nic z tych rzeczy. dopij tą podłą kawę i spadaj.
to nie miejsce dla amatorów.

2007-03-15

This is this

2007-03-10

Historia prawdziwa



Byłem ci ja z tydzień temu w supermarkecie quasifhancuskim "Tojaleklerk". W poszukiwaniu rękawiczek (męskich, wełnianych) zapuściłem się w między regały z odzieżą itepe. Skręciwszy w prawo miast w lewo trafiłem znienacka w rząd z żeńską bielizną (po prawej) oraz rajstopami/pończochami (po lewej). Przed ścianą pakowanej rozmiarami w folię lycry stał pokaźnego wzrostu i tuszy facet o aparycji rodem wprost z reklamy społecznej ostrzegającej przed pedofilią w sieci (facjata, cera, sypiący się damski wąsik), dzierżąc w objęciach całe naręcze rzeczonych damskich utensyliów, obok zaś stała jego matka (w każdym razie przypuszczam że była to matka, z racji wieku, aparycji) wsparta na koszyku-wózku. Zamarłem na chwilę, po czym szybko przemknąłem wtulając się prawie w zwieszające się z prawej staniczki i majteczki. Na szczęście nie dostrzegli mnie - roztrząsając chyba kwestię wyboru odpowiedniego towaru.
Pół godziny później, przy kasie, znów ich dostrzegłem - stali w kolejce obok. Prócz stosiku rajstop w ich pokaźnym koszyku leżało kilka skromnych produktów żywnościowych.

2007-03-04

Co by mogło być



ta sama rzeka
dziś silniejsza niż wtedy
pokusa by wejść

2007-02-15

Brennschluss



Gorączka + leki + Pynchon = odlot gwarantowany. Czytając Tęczę grawitacji miotałem się od fascynacji do zwątpienia. Przechodząc, podobnie jak pynchonowscy bohaterowie wszystkie fazy - od paranoicznej wiary w ukryty SensTegoWszystkiego po totalne zwątpienie, a może lepiej: anty-paranoiczną wiarę w Całkowity Brak SensuTegoWszystkiego. "ToWszystko" piszę nie bez kozery, bowiem Tęcza rozpościera się szerzej i szerzej starając się objąć cały świat, niby jeden z systemów które opisuje.
Koniec lektury przyszedł z nienacka, jak uderzenie rakiety, zostawiając ulgę, ale i poczucie pustki.
Co tak naprawdę pozostaje? Zamęt, ogólny zarys struktury (autorskiej konstrukcji i dekonstrukcji), zachwycające epizody i tropy, tropy, dużo tropów, kuszących by za nimi podążać.
Szybki i bardzo pobieżny przegląd poświęconych jej stron w sieci uzmysłowia ogrom niuansów nie do wykrycia podczas pierwszej (ani też podczas wielokrotnej) lektury.
Zatem i'll be back, Rocketmanie!

2007-02-06

Rebis



                      Rzecz jasna w literaturze alchemicznej - tak jak we wszelkiego rodzaju literaturze -
                      znaleźć można dobrych i złych autorów. Zdarzają się również produkcje jawnie liczące
                      na jaknajwiększy popyt, bzdurne i oszukańcze. Takie podrzędne pisma łatwo jednak rozpoznać,
                      bo wprost roi się w nich od wszelkiego rodzaju receptur, ba napisane są niestarannie
                      i grzeszą niechlujstwem, bo ze wszystkiego robią tajemnicę, przerażają bezdusznością
                      i bezwstydnie upierają się przy poszukiwaniu sekretu produkcji złota. Dobre książki zawsze
                      natomiast rozpoznać po staranności, pilności i wyraźnym trudzie intelektualnym autorów.





To, co najbardziej kochasz, nie będzie ci odebrane. Dostaniesz to, czego naprawdę pragniesz. Strzeż się. (Ars requirit totum hominem.) Człowiek musi być sam, by przekonać się, co go unosi w chwili, gdy sam już nie może siebie znieść.

Na początku było tu tylko bagno. I chociaż Król powiedział, że nie ma sensu budować zamku na bagnie, ja jednak go zbudowałem, żeby pokazać, że jest to możliwe. (He that knoweth not what he seeketh, shall not know what he shall find.) Jedynie to doświadczenie może mu dać niezniszczalną podstawę.

Ale zamek utonął w bagnie. Zatem zbudowałem drugi, który też utonął w bagnie. Wtedy zbudowałem trzeci, a ten najpierw spłonął, a potem utonął w bagnie. (And although these writings may be regarded as false by the reader, yet to the initiated they are true and possible, when the hidden sense is properly understood.) Oczywiście zastanawiałem się nad sensem całej tej zabawy.

Rozłam. Obraz: Góra spoczywa na ziemi. Osąd: Gdziekolwiek byś nie poszedł, cokolwiek byś nie zrobił, i tak twoje kroki będą niefortunne. Budzisz się nagle, ciężko łapiąc oddech. Nie możesz jasno przypomnieć sobie twarzy, ale pamiętasz zapach pościeli i kolor ścian w jej mieszkaniu. (For Dream Interpretations Use Contact Button and Title Email "Dreams".) Sny wywierały na mnie silne wrażenie, nie pomogły mi jednak przezwyciężyć poczucia dezorientacji.

Straciwszy co miałem najcenniejszego, nie mam nic, o co musiałbym się lękać. Zaprawdę, lekkość ponad pojęcie. (We're Evergreen Oldboys, remember?) Przeżyłem wówczas chwilę niezwykłej jasności, w której ujrzałem moją dotychczasową drogę.

Gibt es wirklich diese Kerne,
wo Es war und Ich soll werden?

2007-01-25

Retro



                      And what she gives, gives with such supple confusions
                      That the giving famishes the craving.




Wytrwale snują swoją sieć pająki,
łowią zażarcie złudną zdobycz koty.
Dom, porzucony pośród pełni lata,
kryje się kurzem. W deszczu skrył się mozół
cmentarnych dzwonów. Próbuję układać
słowa i fakty, ale sensu w nich brak.

Tylko zdumienia nigdy w życiu nie brak.
Dziwię się ciągle faktem, że pająki,
co pracowicie muszą sieć układać,
i rozbawione tak beztrosko koty,
łączy w istocie wspólny celem mozół:
chwycić i pożreć kwintesencję lata.

Nasycić instynkt łupem, który lata,
much, os i trzmieli. Ale w deszczu ich brak,
na marne dzisiaj idzie łowców mozół.
Coż robić zatem? W kąt skryte pająki.
Zwinięte do snu na kolanach koty.
Tylko kurz ciągle musi się układać

w kłębki. Wciąż młodzi - możemy układać
życie na nowo? Przeminęły lata
i nic nie pozostało. Tylko koty,
kilka zakurzonych książek, zdjęcie. Brak
skrywamy rutyną dnia, jak pająki,
gęstą siecią faktów. Ucieczka w mozół

pozwala trwać. Błogosławiony mozół
zmagań ze słowem. Cierpliwie układać
kolejne wersy, wplatając pająki
w deszczowy ranek ostatniego lata
w opustoszałym (tylko kurzu nie brak),
zbyt dużym domu, gdzie królują koty.

Lamentu dzwonów nieświadome koty,
toną w pomrukach. Podnieść się, to mozół
ponad moje siły. Zresztą po co? Brak
podstaw na których mógłbym coś układać.
Więc tylko słucham deszczowego lata
i obserwuję zaspane pająki.

Pieszczą się koty, czają się pająki.
Brak ładu. Nie da się nic poukładać.
Mijają lata, próżny mozół dni.

2007-01-22

you wish



He who makes a beast of himself
gets rid of the pain of being a man.

2007-01-10

jak to jest



Ciało - więzieniem duszy?
Dusza - więzieniem ciała?
W każdym razie to jest więzienie.

2007-01-03

mówi klasyk:



Uważam, że różnica, jaka zachodzi między "rozwojem" a sportem", jest w poezji zasadnicza. W poezji istnieją dwa rodzaje "sportów", oba z zakresu kwiaciarstwa. jednym z nich jest naśladowanie rozwoju, drugim zaś jest naśladowanie Idei oryginalności. Pierwszy z nich to rozpowszechniony odpad cywilizacji. Drugi sprzeczny jest z życiem. Wiersz absolutnie oryginalny jest absolutnie zły; jest "subiektywny" w złym sensie, bez żadnego związku ze światem, do którego się zwraca.

Innymi słowy, oryginalność w żadnym wypadku nie jest w krytyce poetyckiej nieskomplikowaną ideą. Prawdziwa oryginalnośc jest po prostu rozwojem i jeśli jest to rozwój prawidłowy, to w końcu może się on wydać tak nieunikniony, że dochodzimy w końcu niemal do negowania jakiejkolwiek "oryginalności" poety. Zrobił po prostu to, co zrobić należało.


[...]

Istnieje dość powierzchowny sprawdzian, który mówi, że poeci oryginalni sięgają do życia, poeci wtórni zaś - do "literatury". Gdy wejrzymy głębiej w ten problem, to przekonamy się, że naprawdę wtórnym poetą jest ten, kto myli literaturę z życiem, a przyczyną tej pomyłki bardzo często jest to - że nie przeczytał on wystarczająco dużo. Zwyczajne życie zwyczajnych kulturalnych ludzi jest mieszaniną życia i literatury. Dla ludzi wykształconych literatura może być życiem, a życie literaturą - w dobrym i złym sensie. W każdym razie powinniśmy przynajmniej starać się rozróżniać pomiędzy surowcem a tym, co autor z niego czyni.