Historia prawdziwa
Byłem ci ja z tydzień temu w supermarkecie quasifhancuskim "Tojaleklerk". W poszukiwaniu rękawiczek (męskich, wełnianych) zapuściłem się w między regały z odzieżą itepe. Skręciwszy w prawo miast w lewo trafiłem znienacka w rząd z żeńską bielizną (po prawej) oraz rajstopami/pończochami (po lewej). Przed ścianą pakowanej rozmiarami w folię lycry stał pokaźnego wzrostu i tuszy facet o aparycji rodem wprost z reklamy społecznej ostrzegającej przed pedofilią w sieci (facjata, cera, sypiący się damski wąsik), dzierżąc w objęciach całe naręcze rzeczonych damskich utensyliów, obok zaś stała jego matka (w każdym razie przypuszczam że była to matka, z racji wieku, aparycji) wsparta na koszyku-wózku. Zamarłem na chwilę, po czym szybko przemknąłem wtulając się prawie w zwieszające się z prawej staniczki i majteczki. Na szczęście nie dostrzegli mnie - roztrząsając chyba kwestię wyboru odpowiedniego towaru.
Pół godziny później, przy kasie, znów ich dostrzegłem - stali w kolejce obok. Prócz stosiku rajstop w ich pokaźnym koszyku leżało kilka skromnych produktów żywnościowych.
1 komentarz:
Prześlij komentarz